MTB Cross Maraton Baćkowice - katastrofa

Hm, od czego by tu zacząć... Może zacznę od tego, że coś mi się w tym roku (w zasadzie w zeszłym też) rzuciło na mózg i jeżdżę jak d... wołowa. Gdzieś mi wskoczyła blokada w mózgu i moje umiejętności techniczne cofnęły się do czasów treningów BGŻ Polska na Rowery czyli do czasów moich początków ścigania w zasadzie. I właściwie można by na tym było zakończyć, no, może stawiając na końcu tego tekstu wiele znaczący wielokropek ale muszę się chyba nieco wywnętrzyć.

fot. MTB Cross Maraton


Rozgrzewkę robię razem z dawno niewidzianym kolegą Pawłem, na rozpoczynającym trasę dzisiejszego maratonu asfaltowym podjeździe. Podjazd ma około 3,5km i nie jest jakiś szczególnie straszny ale ja już czuję, że noga dziś nie podaje. Po powrocie z rozgrzewki rozstajemy się, ja jeszcze ostatnie przygotowania i ustawiam się w sektorze gdzieś na końcu, z zamiarem spokojnej jazdy.

Jazda jest aż za spokojna. Jeszcze przed wjechaniem w teren, na asfalcie, za sobą mam już chyba tylko dwie osoby i "samochód bezpieczeństwa". Po tym jak chowamy się w lesie, po pewnym czasie chcę przepuścić rowerzystę, który jedzie za mną ale on nie chce - wyjaśnia mi, że jest "końcem wyścigu".

O... szlag.

fot. MTB Cross Maraton

Przez pierwsze 6 km w zasadzie nie jadę. Jest masa błota bo lało przez całe wczorajsze popołudnie i całą noc aż do rana, i głównie prowadzę rower oraz gawędzę z "końcem wyścigu", który jednak nie jest zbyt motywujący. Po tym, jak głośno zastanawiam się, czy nie wycofać się z wyścigu, informuje mnie, że z tego akurat miejsca to jedyna opcja jest wracać tą samą trasą. Po dalszej chwili rozmowy pyta: "To jak, wycofuje się Pani?". A potem jeszcze komentuje: "Brak Pani techniki"; no i jeszcze "Z Warszawy? Aaa..." (takie znaczące "aaaa"). Choć na początku było mi głupio, że przeze mnie "koniec wyścigu" musi się wlec w żółwim tempie, to po tego typu tekstach, z wrodzonej kobiecej przekory postanawiam jeszcze trochę wytrwać. 

Po namyśle dochodzę do wniosku, że może to właśnie chciał osiągnąć...? Jeśli demotywujące teksty miały na celu mnie zmotywować do dalszego brnięcia w błocie to mu się udało ;)

W pewnym momencie idę po rozum do głowy i upuszczam trochę ciśnienia z tylnego koła - chłopaki w Plusie po wymianie ostatnio dętki napompowali mi tak "od serca" i jakoś zapomniałam odpuścić powietrze przed wyścigiem. Po tej operacji zaczynam bardziej jechać (a nie bardziej iść) - ale nie oznacza jakiegoś znaczącego przyspieszenia. Lepszą motywacją do jazdy jest dojrzenie wreszcie na horyzoncie pleców Grażki, która prowadzi rower na podjeździe. Spinam poślady i zostawiam Ją na tym podjeździe w towarzystwie "końca wyścigu", który jeszcze rzuca na pożegnanie "o, tu będzie trudno podjechać" (więc na przekór podjeżdżam cały ten podjazd w siodle). 

fot. MTB Cross Maraton

Być może pierwszy szok związany z wielką ilością błota i śliskością trasy minął, a może po 10km trasa jest nieco bardziej sucha (a może zaczyna przesychać), ale od wyprzedzenia Grażki jedzie mi się nieco lepiej. W zasadzie wszystkie podjazdy już w siodle (poza tymi, które pokonują mnie technicznie), a było ich sporo i całkiem długie. Ogólnie profil dzisiejszej trasy wygląda jak grzbiet stegozaura.

Bez gleby się jednak nie da, jest obdrapka i siniaki ale na szczęście nic groźnego. Po tej glebie, niestety, zaczynam jechać jeszcze bardziej jak dupa wołowa, schodząc z siodła na byle psim gównie. Ogólnie to wlokę się jak mucha w smole, średnia coś około 7,5km/h...

Docieram na metę po 5h z okładem brudna jak nieboskie stworzenie i z pokrwawionym kolanem. Medycy każą mi się najpierw umyć, zanim dadzą mi cokolwiek do dezynfekcji ;)
Okazuje się, że dojechałam na rozpoczynającą się dekorację dystansu Master więc sięgam do telefonu chyba bardziej z nawyku kasowania niepotrzebnych smsów i ze zdumieniem czytam: K4/2.

Że tak elokwentnie spytam: ke?

Pytam przechodzącego kogoś, czy dekoracja Fan już się odbyła i potwierdza, że tak. Może to pomyłka zatem. Idę do Mirry ale Mirra mówi, że Basia została udekorowana solo a my z Grażynką (2 i 3 miejsce) zostaniemy udekorowane oddzielnie po Masterach, jak tylko Grażka dotrze do mety.

No nieźle... dojechałam na metę przedostatnia (tak!) a i tak jestem druga w kategorii, LOL.

fot. od Grażki - uśmiech bo wreszcie koniec tej męki

Komentarze