ProgresLab siódme poty [wpis przeniesiony ze starego adresu]

Jak się powiedziało A to teraz trzeba powiedzieć B i C :) 

B to były pomiary masy ciała u Darka w ProgresLab. Darek potraktował mnie nieco z grubej rury - z całej z nim konsultacji w pamięć zapadło mi głównie to, że jestem gruba i leniwa ;) To, że jestem gruba to akurat wiedziałam ale powiedziane prosto w oczy i prosto z mostu i tak zabolało. A faktem jest, że od 2014 roku, gdzie byłam najlżejsza w mojej historii ścigania się, kilogramy powoli przybywały i od dolnego piku w czerwcu 2014 do listopada tego roku niepostrzeżenie przybyło ich aż 8!!!
Nie dziwota, że coraz gorzej ciągnę pod górę.
Ale leniwa...? No coż, Darek mi to uświadomił - faktycznie, nie zawracam sobie zbytnio głowy przygotowywaniem posiłków, jem co popadnie, zazwyczaj gotowe ze sklepu albo zapycham się chlebem. Mało wartościowe to i mało zbilansowane.
Na tym badaniu, które odbyło się 13 października, pomiary wskazały 73,7kg oraz 27% tłuszczu. Załamka.



Dziś miało się okazać, czy dieta, którą Darek mi po tamtym badaniu zaaplikował, działa. Do pomiaru przystąpiłam z lekkim zdenerwowaniem, bo na mojej wadze domowej nie bardzo widać było różnicę na przestrzeni tego 1,5 miesiąca, ale wyniki dzisiejszego pomiaru były dobre: waga 2,5kg w dół, tłuszcz 2% w dół. Uff.

C to był test wydolnościowy.
Nie ukrywam, że od rana stresowałam się przebiegiem i wynikiem testu, jednak uspokoiłam się po dokonaniu pomiarów ciała. Chwila rozgrzewki, już całkiem spokojnie, potem Darek założył mi maskę Dartha Vadera. Na początek dwa głębokie wdechy, pomiar poboru tlenu i jedziemy. Test był testem tzw. progresywnym. Rozpoczęłam od 100W i co trzy minuty a obciążenie było zwiększane co 3 minuty o 20W. Kręciłam stabilnie nieco powyżej 95rpm, dość długo bez większych problemów, tylko zaczęłam się ostro pocić mimo nawiewu. Darek co jakiś czas pobierał mi krew z palca i mierzył stężenie mleczanu we krwi oraz litościwie ocierał pot z czoła.
Schody zaczęły się przy 220W, już było ciężko. Przy 240W Darek zagrzewał mnie do dalszej jazdy ale mimo mojej wielkiej chęci dojechania tego odcinka do końca, kadencja zaczęła już spadać a oddech i tętno gwałtownie przyspieszyły. Nie dałam rady dojechać pełnych 3 minut na 240W, niestety. Jedak wynik testu jest dobry, FTP wyszło 185W, co jest o 9 więcej niż w listopadzie zeszłego roku. 

Choć nie udało mi się dotrwać tych ostatnich 3 minut, i tak jestem zadowolona. Po pierwsze z tego, że udało się coś zrzucić na masie a po drugie z tego, że test poszedł dobrze. Nie ulega wątpliwości, że praca z Łukaszem (Mizu Cycling) w bieżącym roku dała dobre efekty i zapewne, gdyby nie moja demotywacja i wzrost wagi, sezon byłby o wiele bardziej udany. 

Mimo wszystko uważam, że zmiana warunków treningowych była mi potrzebna. Już po pierwszej rozmowie z Wojtkiem Marcjoniakiem poczułam przypływ nadziei i determinacji. Miejmy nadzieję, że ten nastrój się utrzyma ;)

Komentarze