Tak ubłocić się, całkiem na luzie - to spoko.

W moim planie na ten rok nie było MTB Cross Maratonu ale jednak trochę zatęskniłam. Więc gdy nadarzyła się okazja, pomiędzy zaplanowanymi startami, na skoczenie w Świętokrzyskie, skorzystałam z niej.

Z pierwszego mojego udanego sezonu w tym cyklu, Zagnańsk zapamiętałam jako szybko-szutrowy. W zeszłym sezonie też taki był ale z urozmaiceniem w postaci 2x po chyba 4km masakrycznego błota ;) Umęczyłam się wtedy strasznie, rozpłakałam się na mecie i miałam serdecznie dość MTB. Był to jeden z maratonów, które spowodowały, że odpuściłam całkiem ten cykl na ten rok.

fot. MTB Cross Maraton


W tym roku dystans znacznie skrócony a pogoda ogólnie sucha więc spodziewałam się, że tym razem raczej nie powinno być tak strasznie. Co prawda Monika straszyła mnie, że jest straszne błoto i ona nie jedzie, i miałam duże dylematy - ale w końcu się zebrałam. 
Odbiór numeru, szybkie "cześć" z bardzo zajętą w biurze Mirrą. Przed startem oczywiście objazd fragmentu trasy - tu chyba się nic nie zmieniło, podobny był w zeszłym roku. Po objeździe spotykam Grażkę i sobie gawędzimy w cieniu aż do samego startu. Sektor startowy w pełnym słońcu, zaraz po wejściu zaczynam się gotować. Na szczęście nie stoimy długo.
Po starcie koło zalewu w Kaniowie zjazd asfaltem w dół a potem mocno w górę - tu od razu selekcja bo podjazd, choć krótki, jest dość wymagający. Jadę tutaj chyba lepiej niż w zeszłym roku. Grażkę gubię prawie na samym początku. Zaraz potem trasa wpada w las - leśne, raczej suche dukty, jedzie się bardzo dobrze, nie ma tu żadnych większych trudności. Noga podaje nieźle, aż widzę Myszę, stojąca i machającą przed wjazdem w ten parszywy błotny odcinek - gęba mi się do niej cieszy bo nie widziałam Reni od zeszłego sezonu.

fot. MTB Cross Maraton

Na szczęście ten błotny odcinek w tym roku jest tylko raz. Zdecydowanie bardziej suchy i jakby krótszy? Niemniej jednak błoto jest, w niektórych miejscach solidne. Dużo tutaj idę z buta ale bez takiego stresu jak w zeszłym roku - przyjechałam tu mieć zabawę i nie zamierzam się dołować kawałkiem błota. Trochę jednak dołuję się zanikiem umiejętności jazdy MTB. Skupienie się tylko na szosie w pierwszej części sezonu nie było dobrym pomysłem. Na tym błotnym odcinku dałoby się w tym roku prawdopodobnie w większości normalnie jechać a ja - jak dupa wołowa, co i rusz schodzę z roweru. Ale humor mam, mimo wszystko, dobry i po przebyciu tego odcinka zapitalam dalej. Jedzie mi się świetnie, nieduże przewyższenia na trasie łykam jak twarożek na śniadanie a dodatkowego powera daje mi ponowne spotkanie Myszy, która mocno dopinguje. 

fot. MTB Cross Maraton

10 km do mety praktycznie sam szuter. Mam jednak chwilę kryzysu, bo ta ostatnia długa szutrowa prosta, wciąż lecąca albo pod górkę albo z górki, skierowana jest wprost na południe, na bardzo gorące i palące o tej porze dnia słońce. Upał trochę pozbawia mnie siły ale i tak, gdy trasa wreszcie skręca w bok na ostatnich kilku kilometrach, już wypruwam z siebie wszystko co mi zostało i wpadam na metę z prędkością grubo ponad 30 km/h, jeszcze zahaczając o wodną kurtynę (szkoda, że nie było jej gdzieś wcześniej na trasie).

Wyniki są zaskakująco szybko - 3 miejsce! To na pewno przez to, że Moniki nie było ;) Ale i tak fajnie. 

Komentarze