Ciężko, ciężej, Chęciny

Pierwszy start w sezonie, MTB Cross Maraton jak zwykle funduje "z grubej rury". Po zimie noga jeszcze słabowita, płuca nieprzyzwyczajone do takich wysiłków a kwietniowa aura nie daje zapomnieć, że zima dopiero niedawno się skończyła. Tymczasem Chęciny dają w kość z każdej możliwej strony. Bo i przewyższeń sporo, i teren wymagający, a jeszcze nawierzchnia często rozmiękła i "ślapkowata" bo dopiero co znikł śnieg.


fot. MTB Cross Maraton


No i Chęciny w kwietniu właśnie takie są, tegoroczne nie odbiegały od tego ogólnego opisu. 

Rano strasznie zimno. W aucie mam ciuchów na różne możliwe warianty. W Chęcinach, po odwiedzeniu biura zawodów i odebraniu numeru, wracam do auta żeby się cieplej ubrać. W biurze spotykam Mariusza, który prowadzi w Warszawie treningi z cyklu "Trenujemy z Sercem dla Kuby", i jego przesympatyczną rodzinę. Jest akcja, żeby rozpropagować Trenujemy... Już dzień wcześniej zgodziłam się, żeby zmienić mi drużynę z Cyklona na Trenujemy... To fajna inicjatywa jednego z klubów kolarskich, którego zawodnicy, zamiast startować pod własną nazwą, startują właśnie pod nazwą Trenujemy... Ja też się dołączam i jeszcze sporo osób, także ze ścisłej czołówki. Na rynku pełno koszulek z napisem i zdjęciem Kuby, ja też taką dostaję, do założenia po wyścigu. Fajnie, że to wyszło.

Robię trochę rozgrzewki, tu pod górkę, tu z górki. Spotykam Grażkę i razem stajemy na starcie. Niestety (z punktu widzenia mojego ubioru) wychodzi słońce i zaczyna przygrzewać. Przed startem robi się dość ciepło ale nie ma już czasu żeby coś zmienić w ubiorze.


fot. MTB Cross Maraton

Start raczej niemrawy, jakoś nie bardzo mam ochotę się spinać od początku, Grażka mi mówiła, że mam pilnować jednej nowej babki ale ta znika mi gdzieś od razu. Grażka zresztą też mi odjeżdża na początku a ja jakoś nie mogę się rozbujać. Wziąwszy pod uwagę, że w tym roku jadę w nowej kategorii, właśnie z Grażką i tą nową babką, to właśnie ucieka mi 1 i 2 miejsce a zapewne uciekło mi też 3 jeśli gdzieś tam z przodu jest Basia Gosztyła, a pewnie jest ;) Ale w dupie z tym.

Po nocnej ulewie warunki trudne - jakiegoś strasznego błota co prawda nie ma, poza jednym miejscem, ale na dużej części trasy rozmiękła nawierzchnia - jest ślisko i zasysająco. Opony zapychają się błotem dość szybko i przyczepność jest kiepska. Warunki pogodowe, choć nic na łeb nie leci, też niełatwe - na przemian gorąco (podjazdy, las) i zimno (zjazdy i otwarte przestrzenie). Jadę niezbyt mocno, rzekłabym "na pół gwizdka", a i tak wytrzymałości mi starcza jedynie na jakieś 2,5h, potem jest już mocno "pod górkę" i to dosłownie. Sporo z buta, brakuje mi wytrzymałości na podjazdach i często schodzę z roweru i prowadzę pod górę, jakoś dotychczas rzadko mi się takie sytuacje zdarzały, zawsze uważałam, że długie, niezbyt strome podjazdy to moja mocna strona. Technicznie też jakoś słabo, może to efekt poprzedniego sezonu, w którym prawie nie jeździłam mtb. Pod koniec maratonu zaczyna brakować mi "paliwa", do tego stopnia, że zaczyna mi burczeć w brzuchu. To też dla mnie nowość - zarówno odczucie głodu na maratonie (zawsze przed maratonem jem mniej więcej tyle samo i tak samo i zawsze mi starczało na cały), jak i forma tego odczucia (zdarza mi się podczas treningu, że zaczynam odczuwać głód ale nigdy nie było tak, żeby nagle zaczęło mi burczeć w brzuchu). Mam na szczęście baton musli jeszcze więc go zżeram dosłownie na samej końcówce.

fot. MTB Cross Maraton

Jestem bardzo niezadowolona ze swojej jazdy, zwłaszcza braku formy. Wiem, że pierwszy maraton w sezonie zawsze mi idzie słabo ale ten poszedł chyba ekstremalnie słabo. Strata do 1 kobiety open to ponad 1,5h! W kategorii nie było tak źle, "tylko" 39 min (4 miejsce, a i tak Grażka ostatecznie dojechała na metę po mnie) ale wziąwszy pod uwagę zmianę kategorii na starszą w tym roku to i tak mega słabo. Ale wiecie co, chyba pierwszy raz mi to wisi ;) No, może trochę wisi.

fot. bardzo możliwe, że Mariusz ale możliwe też, że MTB Cross Maraton ;)

Komentarze

Prześlij komentarz