MTB Cross Maraton Kielce - bez chęci

Nastawienie do tego wyścigu miałam ogólnie raczej złe. Nie chciało mi się strasznie, nastrój raczej typu zniechęcenie (zwłaszcza perspektywa mega błota, bo tego się spodziewałam po tym jak przez Świętokrzyskie przeszły ulewy w ostatnie dwa dni). Założyłam zatem jazdę wycieczkową. 

fot. MTB Cross Maraton

Od startu jadę więc raczej spokojnym tempem, bez spiny - zresztą na początku nie ma opcji żeby się za bardzo spiąć bo zaraz po starcie jest wąsko (tłok) a niedługo potem pierwszy podjazd. Jedzie mi się bardzo fajnie przez około 3h, potem dopada mnie odcięcie - być może z powodu właśnie tej raczej spokojnej jazdy dopada mnie dopiero po 3h a nie, jak to zwykle bywa, po 2-2,5h. Ostatnie 1,5h to już bardzo duże zmęczenie i z utęsknieniem wypatrywanie mety. W tej części sporo prowadzenia roweru (brakuje mi wytrzymałości na podjazdach, na trudniejszych zjazdach wolę zejść niż ryzykować glebę na zmęczeniu). W jednym miejscu znów mylę trasę (nie tylko ja) bo oznaczenie jest mało czytelne (ze 2 min w plecy ale bez znaczenia w klasyfikacji). Na metę wjeżdżam ujechana jak pies.

fot. MTB Cross Maraton

Trasa bardzo trudna, jedna z trudniejszych w cyklu a jednocześnie świetna, klimatyczna, jak to się mówi czasem "miodna". Dużo przewyższeń (Garmin naliczył około 1400m). Co dziwne, błota na trasie prawie nie było (i całe szczęście bo chyba bym jechała ponad 5h gdyby było błoto).  Wyniki dość marne ale ponieważ nie nastawiałam się na żaden jakiś wynik tylko "oby przejechać" to nie mam być czym zawiedziona w sumie ;) Zwłaszcza, że z powodu małej frekwencji załapałam się na pudło ;)

fot. Mariusz Maciejewski

Komentarze